Dojechalam szczesliwie do celu! Kolejny lot transatlantycki prawie caly przespalam. Teraz cierpie na zmiane godziny i nie moge zasnac az do switu, nastawiony budzik nie dziala na mnie i budze sie i tak po poludniu... Pomalu musze znow sie przyzwyczaic do zmiany.
Paryz przywital mnie deszczem i zimnym wiatrem. W samolocie zlapalam czyjes zarazki, ktore teraz choruja we mnie. Nie odstrasza mnie to wszystko razem od jezdzenia na rowerze po miescie i ogladania - co nowego. Francja zaskoczyla mnie pieknemi. Moze juz stalam sie na to obojetna, ale po dluzszym wyjezdzie znow zobaczylam to codzienne piekno. Ludzie, uliczki, sklepy, kolory, faktury, usmiechy i zadumane miny!
Dzis skonczylam rozpakowywanie bagazu. Policzylam, ze razem mielismy okolo 100 kg w walizkach!! Wszystko to musielismy dzwigac na 6 pietro, udalo sie. Wszystko cale i w komplecie. Nawet przemycone liscie koki ocalaly ;)