Wczoraj na rynku w Limie miala miejsce pierwsza edycja festiwalu jazzowego. Jako pierwszy wystapil - nie zgadniecie nigdy w zyciu! - Artur Dutkiewicz! Oczywiscie, ze bylam, ale z cala peruwianska rodzina i dlatego z powodu spoznienia zobaczylismy tylko polowe jego wystepu. Bylo bosko ale bardzo zimno. Utulilismy sie kurtkami i usiedlismy wygodnie na plastikowych krzeselkach. Kolejne wystepy, kolejni muzycy i tak az do wieczora! Bylo fantastycznie, dobra muzyka w centrum Limy! W przerwach udalo mi sie zagadnac do Dutkiewicza, ktory bardzo ucieszony moja obecnoscia (bylam jedyna polka posrod publicznosci??!?) przedstawil mnie konsulowi. Ten jeszcze bardziej sie ucieszyl (lawinowo wzbudzam sensacje, haha) i rozgadal sie. Dal kilka zyciowych porad o zyciu w Peru, a na koniec wreczyl mi swoja wizytowke.
Ale wisienka na torcie byl koncert w wyjatkowej knajpce gdzies w centrum (trudno bedzie mi tam trafic po raz drugi!). Klub nazywa sie Munich i jest stylowa piwiarnia. Dwoch muzykow grajacych na fortepianie i perkusji tworzylo muzyczna fieste. Dwoch elegancko ubranych starszych panow grajacych salse, piosenki z np Buena Vista Social Club i to przez cala noc!! Oczywiscie wszyscy tanczyli, pili piwo i pisco. Czulam sie jak przeniesiona w czasie! Tak jakbym stala sie bohaterka nowego filmu Woodiego Allena. Tylko glowny bohater filmu przenosil sie w czasie do Paryza w latach '20. Ja juz jutro przeniose sie w czasie, dokladnie o 7 godzin. A po kilkunastu godzinach podrozy nad Atlantykiem wyladuje w moim, wspolczesnym Paryzu. I tak szczesliwie konczy sie moja poltoramiesieczna podroz do Peru. Mam tysiace zdjec i mnostwo historii do opowiedzenia. Czesc z tego mozna bedzie zobaczyc na spotkaniu, ktore bede miala w bibliotece miejskiej w Mikolowie 15 wrzesnia o 18. Ale to tylko dla mieszkajacych blisko, a dla tych co dalej to zagladajcie na bloga. Dalej bede pisala o efektach oddzialywania kultury latynoskiej na mnie. Mam tez w planach pisac o miejskich przygodach w Paryzu.
Dziekuje wszystkim za trzymanie kciukow, kibicowanie, pomoc i przyjacielskie znaki transatlantyckie. Caluje Was bardzo mocno i nie moge sie doczekac spotkania! Bo co jak co, pisanie to nie to samo co opowiadanie na zywo.
Ciao!