Geoblog.pl    rickarambo    Podróże    LIMA'nowska, czyli podroz do Perú    Krabito
Zwiń mapę
2011
23
sie

Krabito

 
Peru
Peru, Los Organos
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 15931 km
 
I jestem z powrotem! Pelna slonecznej energii, ktora swietnie sie broni przed tysiacem halasow wielkiego miasta!
Los Organos to malutka wioska, z niewielkim kwadratowym centrum i malym targiem. Potem sa juz tylko piaszczyste sciezki, a kazda prowadzi do morza! Jedna z nich doszlismy do naszego pieknego domku na plazy z hamakiem! Gdzie na sniadanie byl swiezy sok z papaji podawany na tarasie z widokiem na ocean! Nasze piec dni wakacji spedzilismy na plazy, uwaga na kraby, bo sa wszedzie i czasem mozna je nadepnac! Slonce spalilo moje plecy juz pierwszego dnia, potem musialam tylko wyrownac poziom czerwonosci! Z nauka surfowania bylo srednio bo najczesciej to poszukiwalismy fal - w jednym tylko miejscu moglismy troche posurfowac. A i tak juz na desce, unoszac sie na wodzie, trzeba bylo czekac dobrych kilka, kilkanascie minut na jakas wieksza fale! Wiec czesto robilismy sobie przerwy na pechitos, czyli zabawe z falami, na ktore rzucasz sie, a potem ich sila niesie ciebie. Podobnie mozna sie bawic w Baltyku jednak na miejsza skale. W poludnie zazwyczaj szlismy do miasteczka po prowiant na piknik (salatka z awokado, kanapki z pomidorami), a potem mala sjesta na hamaku. Po poludniu partyjka bilarda i znow plaza i ocean. Wieczorem w miasteczku wypijalismy butelke piwa i zjadalismy mala kolacje z anticuchos (serce krowie smazone na grillu). Sen przychodzil kolo 22 razem z komarami. Jeden ugryzl mnie w powieke i rano nie widzialam na lewe oko! Pobudka kolo 7 rano, gdy jeszcze nie jest tak goraco i ocean jest wyzszy wiec jest wiecej szans na surfowanie (w miejscu gdzie plywalismy byly skaly, ktore mogly rozbic deski, dlatego im wyzszy poziom wody tym wiecej moglismy brac fal bez obawy o bezpieczenstwo). A potem sniadanie z papaja i wszystko od poczatku...

Z przygod to pierwszego dnia postanowilismy pojsc piechota do Mancory, wiekszego miasteczka, gdzie trzy lata temu odbywaly sie mistrzostwa swiata w surfie. Google pokazalo nam, ze odleglosc to 8 kilometrow, jednak idac plaza to 12! Droga wydluzyla sie z poltorej do trzech godzin i ledwo przed zmrokiem dotarlismy do miasteczka! Mancora to dwie ulice z barami, restauracjami, sklepami z pamiatkami i akcesoriami na plaze. Mnostwo gringos, ktorzy przechadzaja sie po tych dwoch uliczkach i ogladaja siebie nawzajem. Jak dobrze, ze mieszkam w spokojnym Organos gdzie nie ma nikogo!! Nie moglismy wrocic plaza, bylo juz po zachodzie slonca (prawie rownik, czyli kolo 7) i nie mielismy sil na maszerowanie. Wzielismy taksowke motocar, ktora w 20 minut zawiozla nas pod bungalows. Motor wyl tak glosno, ze nie slyszalam co Alberto mowil do mnie, a przez dziurawa folie zimny wiatr mocno mnie zmrozil. Cala taksowka trzesla sie na dziurawych drogach i balam sie ze nie dojedziemy!

Przy porcie bylo zadaszanie gdzie sprzedawano cebiche, swiezutkie! Alberto skusil sie na jedna porcje za jedyne 2,5 soles!! Dla mnie bylo za pikantne, choc jak mowia dobre cebiche musi wycisnac z ciebie lzy. Z innych nowosci budkowych to odkrylam lody zrobione z mielonej kostki lody i polane syropem! Pyszne!! Pan sprzedajacy stal sie naszym kolega, bylismy czestymi klienami, i powiedzial mi ze nie widzial wczesniej polakow w Organos.Czyzbym byla pierwsza?! Poznalismy tez rybakow, ktorzy zainteresowani moim aparatem zaprosili nas na piwo. Akuart mieli przerwe przy remontowaniu lodki i wyciagneli skrzynke. Zgodnie ze zwyczajem wszyscy pija z jednej szklanki. Musisz wypic jednym tchem a potem resztka wyplukac szklanke i wylac. Szklankę podajesz kolejnemu, ktory wypija swoja porcje. Tak z krazaca szklanka wypilismy kilka piw. Rybacy opowiadali historie o rekinach, merlinach (tak tak to tutaj Hemingway napisal Stary człowiek i morze!!), polowie tunczyka. Zaprosili nas na polow ryb (nastepnym razem) i do swojego domu. Wstapilismy tam na chwilkę i miałam okazje poogladac jak to jest zorganizowane. Tekturowy domek postawiony jest na udeptanej ziemi, gdzie wystaja kamienie i dalej wszyscy wylewaja resztki piwa za siebie. W srodku jest ława, stoł i kilka sklejkowych ścianek, ktore wydzielaja kolejne pokoiki. Drzwi nie ma, za krzesla sluzy wszystko co sie nie zlamie. Na szczególnym miejscu wisi święty obrazek i zdjęcie ze ślubu. Nawet nie jest tak ciepło, bo niedokładne ściany z dziurami to świetna wentylacja.

Na koniec pochwale sie, ze jestem juz surferka bo stanelam na desce. Trzy razy! Dalsze proby beda w Limie!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (64)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
superkobieto
superkobieto - 2011-08-27 17:00
mademoiselle! je suis fan de vos photos! je comprends rien de ce que vous écrivez, mais les photos sont hallucinantes !!! surtout le beau péruvien qui apparait tout le temps!
 
rickarambo
rickarambo - 2011-08-29 07:11
Superkobieto, merci de ton commentaire chaleureux! Ce mec c'est un super peruvian! (3 : Machu Picchu, cuy i alpaca!)
 
 
zwiedziła 2% świata (4 państwa)
Zasoby: 62 wpisy62 43 komentarze43 436 zdjęć436 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
11.09.2011 - 16.11.2011
 
 
25.05.2011 - 18.09.2011