Z lotniska pojechałyśmy prosto do Mleczarni. To miejsce, jedno z moich ulubionych we Wrocławiu, zawsze wiąże się z jakąs wyjątkową chwilą. Tym razem wieczór upłynał na gorących rozmowach, próbie nadrabiania sześciu miesięcy kiedy nie widziałyśmy się (dużo za dużo!), paleniu mnóstwa papierosów! Oczywiście nadrobiłyśmy tylko kawałak z tego co zdarzyło sie w tym czasie, ale i tak na sercu zrobiło się lżej. Mi nawet bardzo, przyjechałam taka spragniona rozmów, zwierzeń, porad! Ja chyba żyć nie mogę bez ich oparcia. Wystarczy jeden wieczór bym oczyściła głowę i już mam inne, jasniejsze myśli. Na dokładkę z Margaritą gadałam aż do 2 nad ranem, leżąc w łóżku przypominały nam sie co chwila jakieś historie, które koenicznie trzeba było natychmiast opowiedzieć!
A wrocław? Tylko wypiękniał! On tak specjalnie wierci mi dziurę w brzuchu bym wróciła!