Choroba nadal mnie trzyma i dzis ominelo mnie sniadanie z tamales czyli mieszanki kukrydzy z miesem z kurczaka i zawinietej w lisc palmowy. Zamiast tego zjadlam jogurt, jak wszystko tutaj byl dwa razy slodszy niz te np. w Polsce.
Rano zrobilismy sobie krotka przebierzke w parku ale skonczylo sie to moim kryzysem i tabletka przeciw grypie i dalszym lezeniem w lozku. Na moje nieszczescie Pani od pomaranczy nie pracuje w weekend, wiec nie moge sie pocieszyc pozadna szklanka swiezego soku!!!
We wtorek lecimy do Cusco i Machu Picchu na piec dni. Podobno istnieja magiczne tabletki na zniwelowanie choroby wysokosciowej! I koniecznie musze poczuc sie lepiej z zoladkiem by sprobowac swinki morskiej!!
Rozgladamy sie tez za wycieczka na polnoc do Mancory by posurfowac i na poludnie do Ica by sprobowac sandbord. :)
Suuper!