Margarita! Na sniadanie jest zazwyczaj salatka z owocow. Dzis dodatkowo byl chleb smarowany dojzalym avocado z odrobina soli. Kupilismy tez sok z pomaranczy od pani, ktora zaraz obok domu wyciska pomarancze w malej budce. Za 4 soles mielismy soku dla trzech osob! Oj tak, jedzenie jest tutaj najwazniejsza sprawa. Wszyscy mowia o tym co jedli lub maja ochote zjesc. Jak lecialam samolotem to podsluchalam rozmowy pasazerow obok, na pewno stesknionych za krajem. Przyzekam mowili tylko o jedzeniu! W telewizji od rana do nocy programy o gotowaniu. Tak jak gdzies indziej rozmawia sie o polityce, w peru tyko o kuchni! Wczoraj nie bylo tak do konca bo Peru przegralo mecz pilki noznej z Urugwajem 0-2. Na pocieszenie poszlismy do najlepszej w miejsce knajpy Tio Mario (Wujek Mario) zjesc serca krowie ANTICUCHO. Tak, kochana, niestety, bardzo dobre. Nabite na drewniany patyczek z zoltym sosem byly przepyszne. Do tego sok z fioletowej kukurydzy CHICHA MORADA. Wszystko razem spowodowalo u mnie ogromne zmeczenie i zasnelam w drodze powrotnej w aucie!
Do restauracji pojechalismy cala rodzina czyli babcia, ciotka Giovanna z miami, rodzice alberta, on i ja. Wczesniej poznalam jeszcze brata taty Alberta, jego partnerke i corke. Jezcze jakas ciotke z mezem i corka i bratem meza. hahhaa, duzo tego, co? Integruje sie na calego!! Babcia mnie bardzo polubila i zaprosila do siebie. Oraz powiedziala, ze chce z nami wyjsc na miasto i jechac autobusem (co jest dosc niebezpieczne). Ciotka Giovanna jak zawsze bardzo zakrecona, ciagle cos opowiadala i czesto sie smiala. Yoshi i Beto sa bardzo mili, ciagle mnie zagaduja, ucza hiszpanskiego, pytaja jak mi sie podoba. Yoshi duzo pracuje ale wieczorami wychodzimy razem. Beto ranem jest w domu wiec jemy wspone sniadanie. Nie brakuje nam tematow, no i coraz wiecej rozumiem. Choc dzis rano odkrylam, ze slowo ktore mowilam dosc czesto, wcale nie istnieje, bof. Alberto skomentowal, ze nie poprawial mnie bo to brzmialo gracioso! hahhahahah!!
A wczoraj pojechalismy zielony garbusem Alberta na plaze. Widzialam wreszcie ocean z bliska! Chodzilam po plazy i sluchalam tego dzwieku jak woda splywa po kamieniach. Zebralam najladniejsze, dla Ciebie mam tez jeden! Bylo pelno surferow, mimo ze jest zima i czasem naprawde jest dosc nieprzyjenie! No i potem, wybacz ze znow o tym samym, kupilam w budce peruwianskie chipsy ze slodkich ziemniakow! Odlot kubkow smakowych!! Potem przeszlismy sie po wybrzezu. Policjant zwrocil mi uwage, ze nie moge fotografowac prywatnych domow, bo to podejrzane. Myslalam, ze nas zaczepia bo chce jakas lapowke ale nic nie wzial. ??? Widzialam tez port, czyli kilka stateczkow rozrzuconych na wodzie. Wielkie skalne skarpy i kreta autostrade ze znakami o ewakuacji w razie tsunami!
Poszlismy tez do galeri sztuki. Bardzo ladna, swietny budynek, dobrze zorganizowana. Prace dobre, tylko slabo opisane. Kochana, przyjezdzaj, otworzymy tutaj swoja!