Wczoraj wieczorem poszlismy pieszo do dzielnicy Miraflores. Najelegantszej i najbogatszej, gdzie jest mnostwo sklepow i kawiarni, ktora sasiaduje z oceanem. To tutaj na ulicy Tarata wybuchla bomba podlozona przez terrorystow w 1992 roku i zniszczyla w promieniu kilku metrow wszystko. Widzialam film o tym zdrarzeniu na festiwalu w Paryzu. Teraz chodze po tej ulicy majac na wyciagniecie reki to wszystko. W miejscu wybuchu stoi betonowy budynek banku, masywny pomnik by pokazac ludziom, ze nie ma sie czego bac. Jest kilka uroczych knajpek, urzadzonych w nowoczesnym stylu z regionalnymi akcentami. Alberto szukal ladnych ludzi, nie znalazl. Ja widzialam kilku hipsterow, ktorzy przeciskali sie rowerami i jedna przesliczna dziewczyne pracujaca jako kelnerka w szwajcarskiej kawiarni. Turystow nie ma zbyt wielu, moze dlatego, ze jest zima. Czy wyrozniam sie moja uroda? Mysle ze nie za bardzo. Oczywiscie widac, ze nie jestem peruwianka ale jest tutaj sporo ludzi o europejskiej urodzie.
Wloczylismy sie tak po miescie. Mialam ochote zjesc w Bembos, czyli tutejszej sieci hamburgerowej, ktora podaje peruwianskie wariacje kanapek. Ale nie mielismy miejsca w brzuchach by zmiescic cokolwiek oprocz churros z czekolada, jednego piwa Cuscena i kukurydzianych chrupkow podawanych do piwa.